Przejdź do treści

Romni – projekt od serca

Katarzyna Piechowicz jest niezależną fotografką dokumentalną mieszkającą na Śląsku.

Stypendystka Magnum Photos.  W swojej pracy skupia się przede wszystkim na długoterminowych projektach związanych z osobami i społecznościami doświadczającymi wykluczenia. Jej projekt „Seniorzy”, poświęcony samotności osób starszych, zdobył uznanie w najważniejszych konkursach fotoreportażu w Polsce, trafiając do finału Nagrody im. Krzysztofa Millera za Odwagę Patrzenia w 2019 roku i zdobywając I nagrodę  Grand Press Photo 2020.  Nadal zgłębia tematykę wykluczenia i dyskryminacji, angażując się w lokalne, często niedoceniane grupy społeczne. Obecnie pracuje nad projektem „Romni”, opowiadającym o kobietach społeczności romskiej, z którym już na tym etapie pracy została finalistką międzynarodowego konkursu o grant „Women Photografph+ Getty Images” oraz wyróżnienie honorowe o grant w konkursie międzynarodowym Lucie Funtdation w kategorii „Wschodzący Artysta”.  Cykl zdjęć o Romni zdobył również 1 nagrodę Grand Press Photo w kat. Projekt dokumentalny.
Publikowała na łamach: Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza, Duży Format, Tygodnik Powszechny, Pismo, Press, Dziennik Zachodni.

 Skupia się pani na długoterminowych projektach związanych z osobami i społecznościami doświadczającymi wykluczenia. Co sprawia, że ten temat jest dla pani tak ważny? Czy jest to pewnego rodzaju imperatyw?

Katarzyna Piechowicz: Tak, to jest dla mnie wewnętrzny imperatyw. Mam w sobie taki pociąg do sytuacji dotyczących osób wykluczonych i poszkodowanych. Wcześniej, na przykład, dokumentowałam trudną sytuację seniorów w domach opieki, bo bardzo bolało mnie, w jakiej kondycji często się tam znajdowali. Widzę, że mogę fotografować w ten sposób – z tak dużym zaangażowaniem uwagi, energii, a nawet uczuć – tylko wtedy, gdy moje serce jest w pełni zaangażowane. Zdjęcia, które powstają „z bebechów, od serducha”, to te, w które jestem emocjonalnie zaangażowana.

Pani najnowszy głośny projekt, „Romni”, poświęcony jest życiu romskich kobiet w Polsce. Dlaczego wybrała pani akurat tę społeczność?

Katarzyna Piechowicz: Projekt „Romni” to efekt mojej ciekawości, która przerodziła się w głębokie zaangażowanie. Dorastałam w Rudzie Śląskiej i chodziłam do podstawówki z romskimi dziećmi. Potem jeździłam na festiwale bałkańskie, gdzie słuchałam romskich zespołów. Zaczęło się od prostego pytania: nic o nich nie wiem, a oni są tu z nami. Romowie są jedną z czterech głównych mniejszości w Polsce, szacuje się, że jest ich 20-25 tysięcy, a mimo to badania wskazują, że są to najmniej znana, najbardziej zmarginalizowana i najbardziej nielubiana grupa etniczna. Zaczęłam od researchu, od poznawania historii i nawet języka. Początkowo fotografowałam społeczność Romów ogólnie, ale z czasem, podświadomie, moja uwaga skupiła się na kobietach. Moja mentorka, Agata Grzybowska, zauważyła ten trend, że na moich zdjęciach coraz częściej pojawiały się historie kobiet, a nie tylko ogólne obrazy społeczności. Wtedy podjęłam świadomą decyzję o skupieniu się na Romni.

Wspomniała pani o braku wiedzy na temat Romów i o stereotypach. Jakie są największe przeszkody w zrozumieniu i akceptacji tej społeczności w Polsce?

Katarzyna Piechowicz: Największym problemem są stereotypy i klisze, które dominują w postrzeganiu Romów. Ludzie kojarzą ich z wróżeniem, tańcem, śpiewem, sprzedawaniem patelni, albo z kradzieżą i oszustwem. Słowo „Cygan” samo w sobie jest pejoratywne i niesie ze sobą negatywne wyobrażenia. To wszystko prowadzi do wielopokoleniowego wykluczenia.

W Polsce Romowie dzielą się na cztery główne grupy: Polska Roma, Bergitka Roma, Lowarzy i Kełderasze, i one różnią się między sobą bardzo mocno – dialektem, tradycjami, stopniem konserwatyzmu. Na Śląsku przeważa grupa Bergitka Roma, która jako pierwsza porzuciła koczowniczy tryb życia i osiadła. Było to niezgodne z ich wewnętrznym kodeksem – Romanipen – i przez to zostali odrzuceni przez inne grupy. Historycznie, Bergitka Roma była biedniejsza i poszkodowana. Są więc wewnętrzne podziały i niuanse, których większość Polaków nie zna.

Pani praca dokumentuje życie Romni w Zabrzu. Czy mogłaby pani przybliżyć specyfikę wykluczenia w tym kontekście?

Katarzyna Piechowicz: Zabrze lokując całą romską społeczność w jednym miejscu, tworzyło swego rodzaju getta. Ruda Śląska, dla porównania, miała mądrzejszą politykę i nie lokowała wszystkich Romów na jednej ulicy. Kiedyś, w ramach tzw. „socjalizacji”, tworzono dzielnice biedy, takie jak Lipiny czy Bobrek. To prowadzi do kumulowania się problemów i izolacji.

Mam osobiste doświadczenie potwierdzające to wykluczenie: kiedyś byłam świadkiem przemocy w romskim domu i dzwoniłam na policję. Kiedy zadzwoniła Romka, odmówili przyjazdu. Musiałam podać swoje dane, żeby w ogóle zareagowali. To pokazuje, że policja, słysząc adres z takiej ulicy, często nawet nie reaguje. Próbuję namówić radnych na interwencje w takich sprawach, ale napotykam opór; panuje przekonanie, że „oni mają sobie to załatwić we własnym zakresie”. To jest chore, bo Romowie są obywatelami tego kraju.

Jakie są konsekwencje tego wykluczenia, szczególnie dla dzieci i młodzieży?

Katarzyna Piechowicz: Konsekwencje są bardzo poważne. Problemy zaczynają się już w szkole. Chociaż Romowie, nawet starsi, coraz bardziej stawiają na edukację, rzeczywistość często bierze górę. Wiele rodzin jest wielodzietnych, a kobiety są od rana do wieczora zajęte domowymi obowiązkami. Często żyją w trudnych warunkach, w jednym pokoju, i nie są w stanie dopilnować wszystkich dzieci. Co więcej, same często pochodzą z pokoleń o bardzo elementarnej edukacji, więc nie są w stanie pomóc dzieciom w nauce. Brakuje komputerów, odpowiednich zasobów. Wiele szkół potrzebuje innego podejścia. Dzieci nie widzą różnic między sobą. To my, dorośli, wpajamy im podziały. Mamy mądrych pedagogów, ale trzeba tę mądrość przenieść na władze samorządowe. Jeżeli Romowie nie dostaną wsparcia, albo zostaną niezauważeni, to trudno będzie im się wyrwać z tego kręgu wykluczenia. To pokolenie, które dorasta teraz, ma szansę to zmienić, ale potrzebuje wsparcia. Mamy w Śląsku niestety taką przywarę, że etykietki przypisane dzielnicom zostają na zawsze. Nawet jeśli w miejscu o złej reputacji mieszkają artyści, to i tak będzie ono postrzegane negatywnie.

– W kontekście kobiet romskich, Romanipen – ich wewnętrzny kodeks – odgrywa kluczową rolę. Jak wpływa on na ich życie i aspiracje, a tym samym na ich wykluczenie?

Katarzyna Piechowicz: Romanipen to zbiór norm, zasad współżycia i wartości, które tradycyjnie kierują romskimi społecznościami. Niestety, z tradycją idą też pewne zasady, które mogą prowadzić do wykluczenia. Rodziny są bardzo mocno patriarchalnie zorganizowane, a role społeczne są narzucone. Tradycja warunkuje, że rola kobiety sprowadza się do bycia „przy garnkach” i rodzenia dzieci. Dopóki jest to osobiste pragnienie kobiety, to jest to piękne. Ale problem pojawia się, gdy kobieta ma aspiracje, chce się rozwijać, uczyć, studiować, uczyć się języków. Wtedy tradycja może ją zniewalać, uniemożliwiając jej wyjście poza ten ustalony krąg. Pamiętam historię Lidki, która mówiła, że miała szczęście w szkole, bo była jasna i nie „podpadała”, nie wyglądała jak stereotypowa Romka. Są dziewczyny, które farbują sobie włosy na blond, chcąc upodobnić się do dziewczyn z większościowego społeczeństwa, szukając akceptacji przez wygląd. To pokazuje, jak bardzo chcą się integrować, ale jednocześnie jak ciężki bagaż stereotypów muszą dźwigać.

–  W jaki sposób pani fotografia pomaga przełamywać to wykluczenie?

Katarzyna Piechowicz: Przede wszystkim moja fotografia stara się pokazać codzienność Romni. Wchodzę w świat niedostępny i ukryty. Nie wpadam na moment, jestem z nimi często, towarzyszę im, przez co mogę trochę zniknąć, a bohaterki przyzwyczajają się do mnie. Dzięki temu mogę uchwycić momenty, gdzie nikt nie pozuje, nie wdzięczy się do aparatu, jakby go nie widziały. To jest właśnie to, co pozwala widzowi „podejrzeć codzienność”.

Ważnym elementem mojego projektu „Romni” było oddanie głosu dziewczętom. Jako Polka, uprzywilejowana, nie mam ich doświadczeń, więc uznałam, że to one powinny mówić. Nagrywałam rozmowy, zadając pytania o to, co znaczy być Romką dzisiaj, czego chcą dla swoich córek, kim chcą być w przyszłości. Ten prosty artykuł z ich wypowiedziami ukazał się w  gazecie i wywołał bardzo pozytywny oddźwięk, pokazując, jak ważna jest ich perspektywa. Wierzę, że sztuka, fotografia, może przyczyniać się do dobra. Moja rola to przede wszystkim bycie fotografem, a nie aktywistką. Chcę oddać się sztuce. Jednak czasami po prostu „skręcam” w stronę działania, bo nie można zostawić tego, co się oswoiło. Ważne jest, żeby nie fotografować w czasie, gdy dzieje się coś aktywistycznego, aby zachować niezależność i obiektywizm.

 Pani praca zdobyła międzynarodowe uznanie – była pani stypendystką Magnum Photos, nominowana do prestiżowych nagród, takich jak Getty Images Women Photograph Grant, Poznańska Nagroda Fotograficzna 2023, czy wyróżnienie Lucie Foundation. Czy to globalne uznanie przekłada się na widoczność Romów w Polsce, a zwłaszcza na Śląsku?

Katarzyna Piechowicz: Jestem bardzo usatysfakcjonowana i zaspokojona wydźwiękiem ogólnopolskim i międzynarodowym. Zostałam wyselekcjonowana do nominacji do Oskar Barnack Award, gdzie kapituła kuratorów z całego świata wybiera osoby do zgłoszenia. To pokazuje, że widzialność za granicą jest. Zdobyłam Grand Press Photo 2020 za projekt „Seniorzy”. Mój materiał jest wartościowy, wiem o tym, i nie potrzebuję już feedbacku, bo potwierdzają to wszystkie te sukcesy. Problem polega na tym, że lokalnie, w Rudzie Śląskiej i na Śląsku, tej widzialności brakuje. Mamy tu wspaniałych twórców, ale rzadko się nimi chwalimy, albo bardzo późno. Chciałabym, żeby moje sukcesy przełożyły się na to miejsce, które kocham. Nie chodzi o promocję mnie, ale o to, żeby Ruda Śląska rosła dzięki temu, żeby się pokazała. Marzeniem jest pokazanie tego materiału na Śląsku. Ważne, żeby takich materiałów nie chować „do piwnicy”.

Co chciałaby pani, aby widzowie wynieśli z pani prac, zwłaszcza w kontekście wykluczenia?

Katarzyna Piechowicz: Chciałabym, żeby moje prace zadawały pytania, a nie stawiały tezy. To bardzo delikatny i ciężki temat. Mam nadzieję, że moje fotografie i teksty, które piszę, pomogą uwrażliwić ludzi na Romów – na ich różnorodność, na ich kulturę, na wyzwania, z jakimi się mierzą. Chcę, żeby ludzie przestali postrzegać ich jako jednorodną, stereotypową grupę. Żeby zrozumieli, że te osoby są naszymi sąsiadami, że mają talenty – są twórczy, mają muzykę i taniec w DNA. Gdy ktoś daje im szansę, oni czują się istotni, zaangażowani, dostrzeżeni. Wierzę, że ta grupa, choć obecnie doświadcza wykluczenia, będzie jeszcze większa i ma szansę, jeśli otrzyma choć trochę wsparcia. To jest to, co musimy dostrzec i starać się robić dobro.

– Bardzo dziękuję za tę inspirującą i otwierającą oczy rozmowę. Życzę dalszych sukcesów zarówno w fotografii, jak i w szerzeniu świadomości o ważnych społecznych problemach.

Katarzyna Piechowicz: Dziękuję bardzo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści